10.09.2014

X

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jak ktoś, a właściwie Justin, dotyka moich ust.
- Co Ty robisz? – spytałam zaspana, a w tym samym momencie mężczyzna zabrał z moich ust swojego kciuka.
- Wybacz. – zagryzł swoją dolną wargę.
- Nic się nie stało. – posłałam mu ciepły uśmiech i gdy miałam przetrzeć oczy, przez przypadek trąciłam ręką mój nos. Syknęłam z bólu i wzięłam komórkę z szafki nocnej. Włączyłam przednią kamerkę i cóż, zdziwiłam się. Nie miałam żadnego siniaka, żadnej rany, mój nos był jedynie lekko spuchnięty, prawie nie było tego widać, ale za to ból był niemiłosierny.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział, gdy zauważył, jak się przeglądam.
- Ta, jasne. – westchnęłam, przewracając teatralnie oczami.
- Mówi się „dziękuję”.
- Dziękuję. – musnęłam policzek Justina i podniosłam się z łóżka. Dopiero teraz spostrzegłam się, że mam na sobie jedynie bieliznę. – Rozebrałeś mnie? – uniosłam pytająco jedną brew.
- Nie pierwszy i nieostatni raz. – uśmiechnął się łobuzersko. – Chodź, śniadanie czeka. – złapał mnie moją dłoń i pociągnął w stronę stołu, na którym stało pełno pyszności. Usiadłam na szczycie stołu, a pan idealny naprzeciwko mnie.
- Ubieraj się tak częściej. – powiedziałam, gdy zilustrowałam wzrokiem mężczyznę. Miał na sobie szare Supry, czarne rurki z luźnym krokiem, czarną podkoszulkę, jasną katanę z podwiniętymi do łokcia rękawami i srebrny zegarek na nadgarstku. Wyglądał niby tak zwyczajnie, ale ze wszystkich razy ile go widziałam, to teraz wyglądał najlepiej… Tak młodo, beztrosko.
- Dlaczego? – spytał, nakładając sobie na talerz dwie kanapki, ja za to nałożyłam sobie omleta, dałam na niego maliny i polałam go polewą czekoladową.
- Bo mi się podoba. – wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając i zaczynając jeść.
- Więc będę się tak częściej ubierać. – puścił mi oczko i zaczął jeść swoje jedzenie.
Po śniadaniu Justin poszedł do gabinetu, bo musiał coś zrobić, a ja udałam się do sypialni. Z szafy wyjęłam czarną, koronkową bieliznę, szarą spódniczkę z wysokim stanem i granatową, lekko prześwitującą koszulę bez ramion. Zabrałam rzeczy do łazienki i wskoczyłam pod szybki prysznic. Po prysznicu umyłam zęby, wysuszyłam oraz rozczesałam włosy i spięłam je w zwykłego kucyka, a następnie założyłam wcześniej przygotowane ubrania i zrobiłam sobie lekki makijaż. Spryskałam się na koniec perfumami i wyszłam z łazienki. Zauważyłam, że na stole nie ma już jedzenia, które zostało ani żadnych naczyń, więc pewnie jeden z pracowników musiał tu być w między czasie i to wszystko zabrać.
- Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. – powiedział Justin, gdy mnie zobaczył. Siedział w salonie na kanapie, więc usiadłam mu okrakiem na kolanach.
- Co takiego? – uniosłam pytająco brwi, drażniąc opuszkami palców jego kark.
- Przed chwilą zwolniłem Samanthę z pracy. Gdy wrócę do Los Angeles, to załatwię wszystkie najważniejsze rzeczy z tym związane, ale oficjalnie nie jest już moją pracownicą. – gdy to powiedział, to oniemiałam. Nie lubiłam jej, nie uważam, że dobrze postąpiła, no ale… Eh.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby panowała agresja wśród moich pracowników. – zaśmiał się.
- Szef idealny. – uśmiechnęłam się zadziornie, a Justin pstryknął mnie w nos. Syknęłam przez zęby, bo znowu zaczął mnie boleć.
- Zapomniałem. – mężczyzna skrzywił się i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie wargami zaczął muskać mój nos od góry do dołu, żeby uśmierzyć ból i, całe szczęście, udało mu się to.
- Co powiesz na to, żeby teraz się spakować, a potem obejrzymy jakiś film, hm? – spytałam, schodząc z szatyna.
- Wspaniały pomysł. – dodał zgodnie i poszliśmy razem do sypialni. Justin wyciągnął swoją walizkę spod łóżka. – To będzie nasza wspólna walizka, okej? – uśmiechnął się, a ja skinęłam głową.
Po jakichś piętnastu minutach skończyliśmy, bo przecież nie potrzebowaliśmy wielu rzeczy na dwa, góra trzy dni. Justin postawił już walizkę w przedpokoju, żeby później się z nią nie męczyć. Szatyn wziął ze sobą laptopa i usiedliśmy na kanapie.
- To co będziemy oglądać? – spytałam, zerkając na urządzenie, które się włączyło.
- A co chcesz?
- Pretty Woman.
- Nie! – krzyknął przerażony Justin, przez co parsknęłam śmiechem – Wszystko, ale nie to, naprawdę. – schował twarz w dłoniach.
- Jesteś uroczy. – zaśmiałam się, muskając wargami jego policzek. – To obejrzymy Epokę Lodowcową! – klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham Twój gust filmowy. – westchnął ironicznie, ale zauważyłam, że lekko się uśmiecha.
- Wolę oglądać coś śmiesznego niż jakiś film dokumentarny o ssakach żyjących w Afryce. - wzruszyłam ramionami. Widziałam, że Justin otworzył na chwilę usta, jednak po chwili je zamknął, zrezygnowany kręcąc głową.
Głowę położyłam na udach mężczyzny i odwróciłam wzrok w stronę ekranu, bo szatyn przed chwilą włączył film.
Już po pięciu minutach śmiałam się i co najdziwniejsze – Justin też się śmiał, a na kolejne sceny czekał ze zniecierpliwieniem. Najpierw krytykował, a teraz mu się podoba… Ten facet doprowadzi mnie kiedyś do szału.
Po jakiejś półtorej godzinie film się skończył, więc podnieśliśmy się z kanapy i podeszliśmy do przedpokoju. Przez cały film Justin się śmiał, a jak się nie śmiał, to smucił, gdy były tego typu sceny, dosłownie. Oglądanie z nim filmów jest naprawdę komiczne.
Nałożyłam na siebie bluzę oraz czarne balerinki i wzięłam torebkę, do której schowałam najpotrzebniejsze rzeczy oraz dokumenty Justina, żeby niczego nie zgubił. Po chwili byliśmy już na dole. Poinformowaliśmy w recepcji, że wyjeżdżamy, ale, że pokój nadal zostaje zajęty, a następnie wsiedliśmy do, już czekającej na nas, taksówki.
Gdy znaleźliśmy się na lotnisku, to Justin poszedł odebrać bilety, a ja poszłam z walizką do kolejki, żeby przytrzymać nam miejsce. Lotnisko w Las Vegas jest wielkie, zawsze są tu otwarte wszystkie „linie” do odprawy, jednak kolejki są kilometrowe, dosłownie.
- Schowasz? – spytał nagle Justin, podając mi bilety. Skinęłam głową i wsadziłam je do torebki. – Idziemy stąd. – powiedział, łapiąc rączkę od walizki, a następnie zaczął iść w drugą stronę.
- Co Ty robisz? – zerknęłam na niego zdezorientowana, gdy udało mi się dogonić mężczyznę.
- Widzisz tamtą kolejkę? – wskazał palcem na dosłownie parę osób. Skinęłam głową. – Tam idziemy. – przyśpieszył swój krok.
- Ale to jest tylko dla pierwszej klasy i prywatnych odrzutowców. – mruknęłam, ciągnąc go za nadgarstek, żebyśmy się wrócili.
- No właśnie – dla pierwszej klasy i prywatnych odrzutowców. – powtórzył moje słowa, ignorując to, że go ciągnęłam w przeciwną stronę.
- Kupiłeś nam bilety do pierwszej klasy? – spytałam, puszczając mężczyznę, a ten ponownie zaczął szybko iść. Musiałam biec truchcikiem, żeby go dogonić.
- Nie do końca. – zerknął na mnie ukradkiem, a ja poczułam, jak gotuje się we mnie złość.
- Wynająłeś prywatny odrzutowiec?! – wyrzuciłam rękami w powietrze i zatrzymałam się, bo już staliśmy w kolejce.
- Tak bywa. – unosząc jeden kącik ust w małym uśmiechu, wzruszył ramionami.
- Ale my lecimy do Atlanty, a nie na koniec świata. – warknęłam.
- Stać mnie na to. Nie denerwuj się już. – pogładził mój policzek i lekko mnie popchnął, bo jeden ze strażników czekał już, żeby mnie sprawdzić. Pokazałam bilet, dokumenty, sprawdzili naszą walizkę, a następnie pozwolili mi przejść dalej. Justinowi zeszło się to dłużej, bo jest obywatelem Kanady, a w Ameryce są bardzo ostrożni, jeśli chodzi o latanie w tą i z powrotem przez kogoś obcego. Po paru minutach go puścili, więc ruszyliśmy w stronę odrzutowca. Byłam zła, naprawdę zła. Może jest to fajne, ale on i tak wydał na mnie dużo pieniędzy. Przecież samo „kupienie”/”wynajęcie” mnie czy jakkolwiek to nazwać, kosztowało go parę tysięcy. Może nie mam paru milionów na koncie, ale stać by mnie było na bilety dla nas lub coś w tym rodzaju.
- Skarbie. – szepnął mi do ucha Justin, gdy znaleźliśmy się w środku. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
- Nie rób tak, próbuję być na Ciebie zła. – wymijając mężczyznę, usiadłam na wolnym miejscu. W sumie każde miejsce będzie wolne tego lotu.
- Ale ja nie chcę, żebyś była zła. – pochylił się nade mną i swoimi pełnymi wargami zaczął muskać moją rozgrzaną skórę od ramiona do szyi.
- Justin… - mruknęłam z przyjemności, bo szyja była moim słabym punktem, a ten dupek (oczywiście w żartach) wiedział jak to wykorzystać. Po chwili mężczyzna uniósł się i usiadł na siedzeniu naprzeciwko mnie, tym samym odbierając mi całą przyjemność. Do środka weszła stewardessa z tacą, na której stały dwa kieliszki z szampanem i mała miska z truskawkami. Kobieta postawiła tacę na stoliku, który stał pomiędzy nami i wyprostowała się.
- Za chwilę będziemy startować, więc proszę zapiąć pasy. W głośnikach pojawi się komunikat, gdy wzbijemy się w powietrze. Jeśli będzie czegoś potrzeba, wystarczy po prostu nacisnąć na ten przycisk - przerwała, wskazując palcem na guzik, który był przymontowany przy każdym siedzeniu. - A wtedy pojawię się i będę do państwa dyspozycji. Teraz zostawiam państwa samych i nikt nie będzie już tutaj wchodzić. Życzę miłego lotu. - uśmiechnęła się życzliwie i szczerze w porównaniu do mojej ulubionej recepcjonistki w hotelu.
- Dziękujemy. - powiedział Justin i zapięliśmy pasy, a dopiero wtedy kobieta wyszła.
- Cassidy, nie bądź zła. - mruknął kuszącym głosem, a w podbrzuszu poczułam przyjemne mrowienie.
- Nie przekona mnie pan, panie Bieber. - odparłam stanowczo, chociaż w środku już mu uległam.
- Niech pani nie kłamie, nie wychodzi to pani. Uprawiała może pani kiedyś seks w samolocie, panno Benfield? - spytał, a mi do głowy wpadł pewien pomysł.
- Nie, ale z chęcią spróbuję. - uśmiechnęłam się łobuzersko i wzięłam jedną truskawkę. Wsunęłam ją w połowie do ust, zaczynając ją w seksowny sposób ssać i lizać koniuszkiem języka.
- To mnie podnieca. - w głosie mężczyzny pojawiła się ta zadziorna chrypka, a jego wzrok wypełniło pożądanie. Nie odpowiadając mu nic, szybko zjadłam truskawkę i oblizałam kusząco czubki moich palców, na których zostało trochę soku z owoca.
- Mogłabyś przestać? - w jego głosie zabrzmiała irytacja, ale widać było po nim, że mu się to podobało. Nadal nic nie odpowiadając, rozszerzyłam lekko nogi na boki, a wzrok mężczyzny powędrował na moje krocze, a następnie piersi. Zaczęłam rozpinać swoją koszulę, zagryzając przy tym subtelnie dolną wargę.
- Jak Boga kocham, zaraz rozepnę ten pas i zacznę Cię pieprzyć. - jęknął niezadowolony, bo wiedział, że przez następne kilka minut nie będzie mógł nic zrobić. 
Uśmiechnęłam się niewinnie w stronę mężczyzny, a gdy doszłam do ostatniego guzika, to rozsunęłam koszulę na boki, żeby miał dobry widok na mój dekolt. Wzięłam mój kieliszek szampana i wzięłam łyka, trzymając kieliszek tak, by trochę lodowatej cieczy skapnęło mi na biust. 
- Serio, zaraz tu eksploduję. - to zirytowanie w jego głosie było tak bardzo seksowne.
Odstawiłam kieliszek z zadziornym uśmiechem na ustach i zaczęłam unosić rogi mojej spódniczki do góry, kiedy poczułam na moich dłoniach dłonie Justina.
- Co Ty robisz? Jeszcze nie było komunikatu. - zmarszczyłam brwi, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jego potrzeby wzięły górę nad jego bezpieczeństwem.
- Był przed chwilą. Tak się zajęłaś podniecaniem mnie, że nie usłyszałaś tego? - uśmiechnął się łobuzersko, a moje policzki zaczęły palić się ze wstydu. Mężczyzna rozpiął mój pas i oparł ręce nad podłokietnikach fotela, tym samym blokując mi drogę chociażby podniesienia się z miejsca. - I co my teraz z tym zrobimy, hm? - spytał, zerkając na swoje krocze, ponieważ pojawiło się na nim spore wybrzuszenie. 
- Każdy tu może wejść.
- Nikt nie wejdzie, uwierz mi. – odpowiedział pewnym tonem głosu, a dłonie położył na moich plecach, podnosząc mnie tym samym do pozycji stojącej. Czułam jego przyśpieszony oddech na mojej skórze, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Popchnęłam mężczyznę na białą, skórzaną kanapę, która stała przy małych okienkach odrzutowca, a następnie usiadłam okrakiem na jego udach. Moje dłonie od razu powędrowały do rozporka, który zaczęłam rozpinać i pociągnęłam za jego nogawki w udach, by spodnie nieco się zsunęły. Członek Justina, który stwardniał jeszcze bardziej pod moim dotykiem, wyjęłam z bokserek, jak zwykle od Calvina Kleina, i zaczęłam poruszać dłonią w górę i w dół.
- Bierzesz tabletki antykoncepcyjne? – spytał nagle.
- Tak, czemu pytasz? – uniosłam pytająco brwi, na chwilę przestając sprawiać przyjemność mężczyźnie.
- Bo nie chcę używać gumek. – mruknął niezadowolony.
- Z całym szacunkiem Justin, ale nie chcę się zarazić, a przy mojej „pracy” powinnam szczególnie na to uważać. – westchnęłam, pstrykając go w nosek, który zmarszczył w zabawny sposób.
- Nie jestem chory i nigdy nie byłem, co jakiś czas robię okresowe badania. – zagryzł dolną wargę, a ja przejechałam opuszkami palców po wyraźnie zarysowanej kości policzkowej mężczyzny.
- Naprawdę? – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Tak, naprawdę. – odwzajemnił uśmiech. Wierzyłam mu, może dlatego, że wydawał się być takim typem mężczyzny, który chce mieć wszystko pod kontrolą. Nie – on taki był.
- Dobrze, zaryzykuję. Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz. – skarciłam go wzrokiem, jednak w jego spojrzeniu nie wyczułam żadnego kłamstwa.
- Nie kłamię. – w tym samym momencie jego usta pokierowały się na mój dekolt, z którego czubkiem języka zaczął zlizywać lekko zaschniętego szampana. Mruknęłam z przyjemności i zaczęłam masować jego pulsującego penisa. Justin uniósł nieco moje biodra i zaczął wsunął rękę pod moją spódniczkę. Majtki, a w szczególności ta część materiału, która zakrywała całkowicie moje części intymne, mężczyzna odsunął na bok, i nadal trzymając materiał, by w niczym mu nie przeszkadzał, wszedł we mnie. Cicho jęknęłam i zaczęłam poruszać biodrami. Dzisiaj to ja sterowałam wszystkim, bo teraz to ja byłam na Justinie, a nie on na mnie.
Ruchy bioder przyśpieszyłam, bo Justin, który całował mój dekolt i muskał szyję czubkiem nosa, doprowadzał mnie do gigantycznego podniecenia. W końcu mężczyzna wyszedł mi naprzeciw i sam zaczął rytmicznie, ale szybko poruszać się swoim penisem we mnie. Gorąc bijący od naszych ciał doprowadzał mnie do szaleństwa, a dłonie mężczyzny sunące po moim ciele sprawiały, że dostawałam gęsiej skórki.
- Cholera, shawty… - mruknął Justin, gdy przyśpieszyłam swoje ruchy do moich maksymalnych możliwości. Wzrok szatyna skierowany był na moje nieco trzęsące się piersi, jednak po chwili przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, jednak ani na moment nie przestał się poruszać. Wiedziałam, że był blisko i ja też byłam, nawet bliżej niż on.
- Oh! – jęknęłam chyba najgłośniej jak potrafiłam, wbijając paznokcie w ramiona, a moje mięśnie podbrzusza zacisnęły się w idealny sposób. Ciało mężczyzny po chwili na moment zesztywniało, co oznaczało, że również doszedł. Mój oddech zaczynał się uspokajać, więc podniosłam się, poprawiając swoje majtki i spódniczkę. Koszulę zapięłam, zerkając kątem oka na Justina, który poprawiał swoje spodnie i bokserki.
Z lekkim uśmiechem na ustach usiadłam na swoim dawnym miejscu, cicho wzdychając. To był najszybszy orgazm, jaki kiedykolwiek dostałam, ale zarazem i najlepszy od najlepszego mężczyzny. Oprócz tego, że był idealny, to był wspaniałym kochankiem i gdybym tylko mogła, to nie wypuszczałabym go z łóżka.
- Mam nadzieję, że nie zawiodłam pana, panie Bieber. – zerknęłam na niego kątem oka.
- Ależ skądże. – uśmiechnął się zadziornie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Zignorowałam to i wzięłam do dłoni kieliszek z resztą szampana. Dopiłam resztkę, po chwili zagryzając szampana truskawką. – Chodź tu. – poklepał miejsce obok siebie, a ja posłusznie tam usiadłam. Justin położył nas obojga i objął mnie ręką w pasie.
- Co chciałeś? – uniosłam pytająco brwi, uśmiechając się delikatnie.
- Chciałem po prostu z Tobą poleżeć. – musnął mój policzek i przymknął powieki. Głowę oparł na moim ramieniu, przymykając powieki, a następnie zaciągając się delikatnie zapachem mojego ciała. Również zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej. Nie chciałam spać, chciałam po prostu poleżeć w spokoju i przyjemnej ciszy, która nas otaczała.
- O czym myślisz? – spytałam po paru minutach. Oddałabym wszystko, żeby dowiedzieć się o tym, co siedzi mu w głowie.
- O niczym konkretnym. – westchnął, jednak ja wyczułam kłamstwo. – Nie będę mieć już żadnych spotkań, na których też będziesz musiała być, więc po powrocie do Las Vegas możesz po prostu wrócić do domu. – otworzył na moment oczy, w których zobaczyłam… smutek?
- A chcesz, żebym wróciła? – spytałam, przeczesując palcami jego włosy.
- Nie. – szepnął prawie niesłyszalnie.
- To dobrze, bo ja też nie. – uśmiechnęłam się delikatnie. Justin wziął moją dłoń i złączył ją w jedność z moją. Stado motylków w moim brzuchu wybuchło i zaczęło latać dookoła. Wspaniałe uczucie, ale zarazem irytujące.
Mimowolnie mój wzrok pokierował się na pełne, malinowe usta mężczyzny. Najlepsze jest to, że szatyn również patrzył na moje wargi. Nagle nasze usta niebezpiecznie blisko się do siebie zbliżyły, a następnie lekko dotknęły. To nie był pocałunek, to nawet nie był buziak, jednak moje ciało i tak zesztywniało.
- Nie. – powiedzieliśmy w tym samym momencie. Nie wiem kto z nas sprawił, że nasze wargi się tyknęły, jednak wiedziałam, że nie było to dobre i nie zamierzałam tego kontynuować. Nie mogłam go całować, nie mogłam się w nim zakochać. A co jeśli już się zakochałaś? – spytał irytujący głos w mojej głowie. Nie, nie zrobiłam tego i nie mam takiego zamiaru.
Podniosłam się z kanapy, a z siedzenia wzięłam torebkę. Wyjęłam z niej słuchawki oraz komórkę, którą wcześniej włączyłam na tryb samolotowy. Słuchawki podłączyłam do telefonu i położyłam się w pozycji wpół-leżącej na podłużnym fotelu, stojącym po drugiej stronie pomieszczenia. Wyglądał on jak taki skórzany leżak, jednak był on skórzany, większy i miękki. Słuchawki wsunęłam do uszu, a z mojego iPhone’a puściłam cover Drew Mallette – U Got It Bad & Because Of You z 2011 roku. Nastawiłam to, by leciał w kółko i w kółko, a głowę oparłam o szybę, następnie zaczynając podziwiać widoki za oknem.

Po jakichś trzech godzinach jechaliśmy już w taksówce do mojego domu. Żadne z nas nie odezwało się od tamtego małego incydentu, w którym i tak nic nie zaszło. Zwykłe dotknięcie warg, żadnego muskania czy całowania.
Za oknem było już ciemno, bo była godzina 22. Niby późno, ale wliczając w to długość podróży i strefy czasowe, to akurat na tyle wychodziło. Mimo tego, że było na dworze było ciemno, to doskonale poznawałam okolicę. Nie byłam tutaj od kiedy wyjechałam do Las Vegas, czyli od ukończenia szkoły, gdy miałam 18 lat.
- Twoja mama nie będzie zła, że zjawimy się dopiero teraz? W ogóle, to powiedziałaś jej o tym? – spytał Justin, przerywając niezręczną ciszę między nami.
- Moja mama nigdy nie jest zła. Nie mówiłam jej o tym, niech ma niespodziankę. – wzruszyłam ramionami i spostrzegłam się, że wjeżdżamy na moją ulicę. Mój żołądek zacisnął się z podekscytowania, a zarazem z nerwów, nie wiedząc jak moja rodzicielka zareaguje, chociaż wydawało mi się, że się ucieszy. – Justin… - szepnęłam, niepewnie zerkając na mężczyznę.
- Hm? – popatrzył na mnie.
- Nie mów mamie, kim jestem. Żyje w przekonaniu, że pracuję w sklepie spożywczym. – westchnęłam, a szatyn pogładził moje ramię.
- Nawet nie przeszło mi to przez myśl. – w momencie, gdy wypowiedział te słowa, taksówka zatrzymała się. Zapłaciłam zanim Justin zdążył wyciągnąć swój portfel, przez co zostałam spiorunowana wzrokiem, jednak zignorowałam to i wyszłam z auta. Taksówkarz wyjął dla nas walizkę i odjechał, a ja wzrokiem zilustrowałam dom, a właściwie willę. Nic się nie zmieniło od momentu, kiedy wyjechałam.
W salonie świeciło się małe światło, przypuszczam, że jakaś lampka lub świeczki. W pokoju mojej 19-letniej siostry – Cassandry – również świeciło się światło.
Niepewnym krokiem podeszłam do drzwi i zapukałam. Po paru sekundach usłyszałam kroki mojej mamy. Wszędzie je rozpoznam.
Drzwi się otworzyły, a naprzeciwko mnie ukazała się moja rodzicielka w piżamie i szlafroku z książką w dłoni.
- Cassidy? – otworzyła usta ze zdziwienia i po momencie mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk równie mocno, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Tyle jej nie widziałam i dopiero teraz poczułam tą tęsknotę za nią.
- Mamo… - szepnęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach.
- Mój Boże, dziecko… Ile ja Cię nie widziałam! Czemu nie napisałaś, że przyjedziesz? Oh, skarbie, tak się zmieniłaś, wydoroślałaś i wypiękniałaś. – powiedziała to po odsunięciu się ode mnie. Na jej twarzy pokazało się parę dodatkowych zmarszczek, jednak na głowie nie miała ani jednego siwego włosa.
- To miała być niespodzianka. – gdy to wypowiedziałam, to znowu mnie do siebie przytuliła. Po chwili jednak uwolniłam się jej uścisku i wskazałam dłonią na Justina, który stał z lekkim uśmiechem.
- Twój chłopak? – spytała podekscytowana, kiedy ja miałam się odezwać.
- Nie, to nie jest mój chłopak. – zaśmiałam się. Nie chciałam mówić, że nim jest, bo i tak nim nie był, a przy okazji oszczędziłabym plotkowania o tym w reszcie rodziny. – To jest Justin, mój dobry przyjaciel. A Justin, to jest moja mama. – uśmiechnęłam się do ich obojga. Mężczyzna wziął dłoń mojej rodzicielki, muskając jej wierzch wargami.
- Justin Bieber. – przedstawił się z zadziornym uśmieszkiem. W oczach kobiety pojawiły się małe iskierki. Czyżby moja mama była oczarowana Justinem?
- Lucy Benfield. – uśmiechnęła się, również się przedstawiając. – Cassie! – krzyknęła do mojej siostry, która, jak się domyślałam, siedziała na górze.
- Zaraz! – odkrzyknęła niezadowolona.
- Cassandro Mario Benfield, zejdź tu natychmiast! – krzyknęła głośniej. Ludzie często się mylili, bo ja nazywałam się Cassidy, a moja siostra Cassandra, jednak moje zdrobnienie to Cass, a mojej siostry to Cassie. Fakt, podobnie, ale inaczej, ale nie raz bywałam nazywana Cassie przez obce osoby.
- Cassidy! – pisnęła ucieszona. Zaśmiałam się i podbiegłam do schodów, na których stała. Dziewczyna zbiegła z nich i wpadłyśmy sobie w ramiona.
- Cassie. – uśmiechnęłam się do niej szeroko, jednak ona pokierowała wzrok na mojego pana Biebera.
- O mój Boże, Ty jesteś Justin Bieber, ten seksowny biznesmen, znajdujący się na wszystkich okładkach magazynów i gazet! – pisnęła jeszcze głośniej, a ja zrobiłam typowego „facepalma”, czując jak moje policzki oblewa rumieniec zażenowania.
- Tak, to prawdopodobnie ja. – Justin posłał jej swój czarujący uśmiech, a ja zauważyłam, że nogi Cassandry nieco się ugięły pod jego spojrzeniem oraz uśmiechem. Moja siostra też jest nim oczarowana. Ja nawet nie wiedziałam o jego istnieniu, a ona tak od razu go poznaje. Wiem, że nie powinnam, ale w moim sercu pojawiło się uczucie zazdrości, bo mogłabym sobie wyobrazić, jak moja siostra i Justin kiedyś coś tam będą robić ze sobą i nie chodzi mi tylko o rozmawianie.

________________

Czeeeeeeeeeeeeeeść! Rozdział jest dłuższy niż poprzedni, jednak nie sprawdzałam go, nie miałam już siły, więc przepraszam za jakiekolwiek błędy, które się pojawią.
Chciałabym Wam podziękować za te wszystkie komentarze! Kocham je czytać i sprawiają mi wielką radość, więc jeszcze raz dziękuję! Kocham Was! <3
Drew Mallette, a właściwie prawdziwy Justin Bieber, czyli idol Cassidy wygląda tak
Tak ogólnie, to mam nadzieję, że Wam się podoba i proszę o kilka zdań na temat tego rozdziału. Szczerych zdań oczywiście :D
Btw, rodzina Cassidy została dodana do bohaterów.

Czytasz = Komentujesz

28 komentarzy:

  1. Swietny rozdzial *o* czekam na nastepny jhswcmlpasdxbs @Alex41789

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze po prostu rozdział cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, błagam dodawaj szybciej rozdziały bo już sie nie moge doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ahshshdjsf cudowny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  5. aa cudowny, na początku mi się nie podobał bo był za wulgarny, ale teraz się do niego przekonałam :D gratuluję pomysłów. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ale super sie czytalo omg ciekawe czy cos wyniknie pomiedzy cassie a Justinem ^^ /@piinkovaa

    OdpowiedzUsuń
  7. jezu :O kocham to <33333

    OdpowiedzUsuń
  8. o mamo ten rozdzial to niszczyciel serc @zxcvjklx

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham ten blog :)

    OdpowiedzUsuń
  11. niech oni się wreszcie pocałują :)

    OdpowiedzUsuń
  12. O boże świetny tylko mam do ciebie prośbę mogla byś dodawać rozdzialy szybciej bo ja czekam z niecierpliwością tak dlugo plisss <3 wiem ze masz prywatne życie ale gdybys mogla byla bym ci dozgonnie wdzięczna :**

    OdpowiedzUsuń
  13. asdfgdhasmnbfj ja nie moge
    myślałam lepiej się nie da ale serio znowu ten jest lepszy od poprzedniego naprawde cudowny i błagam błagam błagam jak najszybciej nn rozdział (oczywiście ty decydujesz bo to jest tw blogger :D ) i jeny kocham ten bloger jest perfekcyjny

    OdpowiedzUsuń
  14. ^ @kocham_biebsa

    OdpowiedzUsuń
  15. To opowiadanie traci swój charakter. Chyba zapominasz, że ona jest prostytutką. Pomiędzy dziwką a biznesmenem nie może być takiego romansu. Oni zaczynają się zachowywać jak para zakochanych nastolatków. @iheartblaugrana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo przecież oni kiedyś będą razem, więc tak tez sie zachowują. według mnie to Cass już jest zakochana w justinie i to z wzajemnością

      Usuń
    2. Cóż, jeśli tak, to się zawiodę, bo nie lubię przewidywalnych zakończeń. Jak to w ogóle miałoby wyglądać? Mężczyzna zakochuje się w prostytutce, nie myśląc o tym, ilu już facetów dla pieniędzy miała. I co? Wezmą ślub, założą rodzinę? Dla mnie to niedorzeczne.

      Usuń
    3. Co masz na myśli, mówiąc, że nie może być takiego romansu? Oczywiście, że może.
      Nie powiem Ci jednak jakie będzie zakończenie, nie mogę powiedzieć Ci jak potoczą się ich losy, ale jeśli opowiadanie przestaje Ci się podobać, to po prostu skończ je czytać i usuń komentarz z informowanych.
      Pod ósmym rozdziałem jedna dziewczyna napisała, że jest za mało jak dla niej perspektywy Justina i co? Połowa dziewiątego rozdziału pojawiła się z jego perspektywą, mimo tego, że nie planowałam tego, jednak nie zamierzam zmieniać biegu całej historii specjalnie dla Ciebie, skoro mam wszystko już rozplanowane.

      Usuń
    4. Dlaczego się burzysz? Nie powiedziałam, że masz zmienić swój pomysł, bo ja tak mówię. Po prostu zakończenie mi się spodoba lub nie, to będzie moja sprawa.
      Zwykle opowiadania czytam do końca, by później całość ocenić, moja droga :)

      Usuń
    5. nie czepiaj się. większości się podoba :) tutaj chyba o to chodzi żeby oni się do siebie zbliżyli ...

      Usuń
  16. Super :D kocham to opowiadanie z każdym rozdziałem mocniej! Jesteś najlepsza <3 jutro czytam dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Super rozdział! Uwielbiam to *.* Oni są tacy słodcy :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Omonom *.* świetny czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem ciekawa jak zareaguje Drew na Cassidy :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pięknie.. No nie mogła się oderwać.. Przeczytałam 3 ostatnie rozdziały na jednym oddechu..naprawdę wspaniale! kobieto, cudownie!
    Uwielbiam tego Twojego Justina, z Cass są wspaniali.. Scena w samolocie.. MISTRZOSTWO, wszystko da się idealnie wyobrazić w twoich rozdziałach.. gratulacje!
    pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  21. dodaj szybko następny <3 prosimy ;)

    OdpowiedzUsuń